17 paź 2015

Eurotrip 2015 cz.1

Czołem,
Najbliższe posty nie będą miały właściwie nic wspólnego z Mucią. Zrobiło się jednak tak zimno, ciemno i paskudnie, że postanowiłam wyciągnąć wciąż ciepłe wspomnienia z tegorocznej małej-dużej autostopowej wyprawy i przelać je na piksele. Wyprawa mała, bo raptem 2 tygodnie, oswojona i ucywilizowana Europa. Z drugiej strony duża, bo pierwszy raz autostop, pierwszy raz couchsurfing i pierwszy raz Hiszpania!
Plan był prosty: razem z Madzią (szerzej znaną jako człowiek bordera Totora) spotykamy się we Wrocławiu 14.09 i stamtąd ruszamy w stronę Hiszpanii przez Niemcy i Francję. Docieramy do Barcelony jak najszybciej się da i stamtąd przemieszczamy się wzdłuż brzegu Morza Balearskiego na południe. Następnie zawijamy na Madryt skąd mamy lot do Krakowa 1.10.
Plan ten powstał w oparciu o naszą znikomą wiedzę o trasach samochodowych i autostopie podpartą mapami Google. Na szczęście miałyśmy też mapę samochodową, która szybko okazała się najważniejszym elementem naszego wyposażenia. Zwłaszcza gdy nauczyłyśmy się jej używać.
Nie rozwlekając się już bardziej zapraszam na relację z naszego Eurotripa:

DZIEŃ 1
Chwila, nie..

DZIEŃ 0



Jednak Mucia musi być :) Ostatnie zdjęcie z Gdańska czyli Mocha pilnująca mojego prowiantu. Jak pewnie możecie się domyśleć, nasz budżet był dość ambitnie ograniczony, czego główną konsekwencją było wypełnienie 3/4 plecaka jedzeniem. Oprócz nieśmiertelnych vifonów i konserw miałam puree ziemniaczane, soczewicę, kaszę z warzywami, płatki owsiane i kotlety sojowe. Jeśli chodzi o lekkie, pożywne i niepsujące się jedzenie to płatki i soja są bezkonkurencyjne. Do tego dopakowałam 4 gorzkie czekolady, domowe owsiane ciasteczka i orzeszki ziemne. Głodować nie planowałyśmy, przynajmniej nie szybko.

Resztę bagażu stanowiły rzeczy niezbędne, udało mi się spakować w 35l plecak razem se śpiworem, co uważam za sukces własnej myśli strategiczno-technologicznej.

13.09 wsiadłam w pociąg do Wrocławia gdzie miałam się spotkać z Magdą. Nocowałyśmy u Soni- naszego pierwszego hosta, czyli niezwykłego człowieka, który zgadza się podzielić z tobą kanapą, łazienką, czasem czymś z lodówki, a przede wszystkim swoim czasem. W zamian nie oczekując w zasadzie nic. Takich dziwaków zrzesza portal couchsurfing.com.  i dzięki niemu właśnie nasza wyprawa była w zasadzie w ogóle możliwa. Wieczorem wybrałyśmy się na spacer po Wrocławiu. Dla mnie był to pierwszy raz w tym mieście i muszę przyznać, że mnie urzekło. Jako pierwsze trafiło na listę miejsc, do których trzeba wrócić,a lista ta wkrótce miała się bardzo rozwinąć.

DZIEŃ 1
Rano zostałyśmy odwiezione w pobliże wylotówki na Niemcy. I tutaj zaczęły się nasze małe problemy z planowaniem trasy, bo o ile na mapie Wrocław i Norymberga (nasz następny planowany przystanek) połączone są schludną, grubą linią, o tyle w praktyce żeby na tą linię wskoczyć musiałyśmy okrążać ją ze wszystkich stron, a w końcu przeciąć (czyt. przebiec ciężkim truchtem z całym dobytkiem na plecach) jedną z dróg szybkiego ruchu, aby dostać się na naszą maleńką stację benzynową. To był kolejny nieszczególnie mądry pomysł ponieważ, o ile stacje benzynowe są świetnym miejscem do łapania stopa, to na pewno nie te maleńkie zaraz na wylocie z miasta. 
Był to jednak moment, w którym zaczęło się objawiać nasze podróżnicze szczęście, które lubiło zaskoczyć nas w ostatniej chwili i uratować sytuację. My też je szybko polubiłyśmy :) 
Szczęście objawiło się pod postacią Pani Ani, która akurat wybierała się do Stuttgardu i zgodziła się nas zabrać. I tak można powiedzieć, że oficjalnie wyruszyłyśmy.
Pani Ania z sobie tylko znanych powodów (może wyglądałyśmy naprawdę żałośnie) zboczyła ze swojej trasy i zawiozła nas do Norymbergi prosto pod dom naszego następnego gospodarza- Lawrenca Davisa.



Tyle tytułem przydługiego wstępu, ciąg dalszy raczej na pewno nastąpi.


Share:

1 komentarz:

  1. Super, że opisujesz swoją wyprawę :D Miałam do Ciebie w jej sprawie pisać - jak poszło i co udało się wam zrealizować :) Także czekam na ciąg dalszy :)
    kuzynka - Dominika

    OdpowiedzUsuń