18 sty 2015

Rusz się!

W duchu postanowień noworocznych  często dochodzimy do wniosku, że warto by zabrać się trochę za siebie. Popracować nad kondycją, zdeponowanym zapasem pierogów pod swetrem, motywacją, konsekwencją, duchem, siłą itd. Żeby zrobić ze sobą COŚ. A tym czymś coraz częściej okazuje się bieganie.

2014 pod względem ogólnospołecznej rekreacji można chyba nazwać rokiem biegania. Ja zainteresowałam się tym trochę wcześniej, właściwie trudno powiedzieć kiedy, bo rzucałam to, pokornie wracałam, by znowu po kilku miesiącach dać sobie spokój. I tak w kółko. Tym razem jednak od kilku ładnych miesięcy udaje mi się biegać regularnie i co najważniejsze- sprawia mi to przyjemność- stąd też post.

Z.Bzdręga

Jako psi człowiek z dość ograniczonym zasobem czasu zaczynając przygodę z bieganiem nachodziła mnie natrętna myśl " Ale jak to, spędzam aktywnie czas na świeżym powietrzu, conajmniej pół godziny, a pies gdzie? W domu? Coś chyba jest nie tak" I tak zaczęły się próby wciągnięcia Muciafonka w tą zabawę.
Najpierw zaopatrzyłam się w sprzęt:  amortyzowaną smycz i pas do biegania. Od razu zaczęło trochę zgrzytać, bo pas ten nigdy nie był do końca wyregulowany, końcówka za długiej taśmy majtała się nieznośnie i ogólnie wrażenie noszenia go było dość irytujące. Ale nic tam, przecież jestem zmotywowana.
Kolejnym problemem, było podejście Muczimonki (wtedy trochę ponad rocznej), którą bieganie absorbowało przez ok. 5 min. Później absorbowało ją wszystko inne. Co chwila więc gdzieś się plątałyśmy i o mało nie przewracałyśmy ku uciesze przechodniów. Dodając do tego jej ogromny problem z psami-dopiero teraz kontrolowany- nierzadko byłam nagle pociągana w przeciwnym kierunku w stronę jakiegoś burka, który warczał i rzucał się na smyczy w stronę Muczi więc na pewno bardzo ją kochał i trzeba go przywitać. Motywacja spadała.
Dodatkowo, system linki z amortyzacją i pasa zakłada, że pies będzie nas ciągnął jak w canicrossie, a ja wolałam biec sama z psem obok, zwłaszcza,że to jej ciągnięcie było mocno nierównomierne. I tak zestaw wylądował w psim kartonie na długie miesiące.
Przerzuciłyśmy się na rower, który okazał się dużo większą wspólną przyjemnością. Prędkość jaką Mocha musiała utrzymywać przy rowerze skutecznie odciągała ją od większości rozproszeń, do tego rower dużo lepiej posłuży do wybiegania psa niż własne nogi. Właściwie prawie po roku wróciłam do biegania z psem, ale tym razem całkiem inaczej. Bez smyczy, pasa czy innych łączących nas fizycznie elementów.
Zaczęłyśmy od pętli w parku, teraz już mogę z nią tak biec właściwie w każdych warunkach. Profilaktycznie wybieram godziny w, których osiedle gdzie siłą rzeczy zaczynamy jest prawie wyludnione i nigdy nie wybieramy się w okolice ruchliwych dróg. W Olsztynie to nie jest akurat żaden problem :) Takie bieganie niesie za sobą pewne ryzyko dlatego mamy wypracowany szereg komend i zasad, które polecam każdemu kto się tym zainteresował.
-Przede wszystkim absolutne przywołanie. Zawsze i wszędzie gdzie zdecydujemy się biegać.
-Awaryjny pac (waruj/stój) Przydatna komenda, kiedy już bezpieczniej będzie psa zatrzymać tam gdzie jest niż żeby wracał do nas.
-komendy kierunkowe. Może nie niezbędna, ale też przydatna rzecz. Różnie z tymi kierunkami bywa, niektórym nieśmiertelne obrociki przekształciły się w skręty, nam nie. Metodą , która u mnie się sprawdziła było mówienie komendy na skręt przy każdym zakręcie jak pies biegał przy rowerze. W związku z tym, że brak reakcji wiązał się albo z nieprzyjemnym zbliżeniem roweru, albo z zostaniem w tyle, nauka poszła zaskakująco szybko.
- bieganie przy nodze. Mocha ma komendę na truchtanie mniej więcej przy lewej nodze, na wypadek przechodzących ludzi, wąskiego chodnika itd oraz komendę zwalniającą, która skutkuje wystrzeleniem psa 15 m do przodu.
-odblaski. Zwłaszcza teraz, co się chyba rozumie samo przez się. Mamy też mrugający na czerwono breloczek z trixie, który jak dotąd się nie zepsuł, mogę więc go chyba polecić. 

Należy też dodać, że zależnie od tego gdzie mieszkamy przebywanie z psem bez smyczy jest mniej lub bardziej nielegalne. Miałam do czynienia już w tej kwestii ze strażą miejską, jak na razie doświadczenia są bardzo pozytywne, różnie jednak może być.

Wierzę, że równomierny ciągły bieg ma bardzo dobry wpływ na psiego sportowca i powinien być elementem zrównoważonego treningu. To tak, jeśli do kogoś nie przemawia sama przyjemność pomykania z psem.
Element ludzki, również nie zaszkodzi trochę rozwinąć fizycznie, w końcu sporty kynologiczne to zabawa zespołowa, prawda? :) 

Share:

1 komentarz:

  1. Ja tam nie potrafię biec czy nawet iść z psem przywiązanym do siebie, nie jest to dla mnie komfortowe i dla psa chyba też. Ponieważ moja psina nie oddala się ode mnie na zbyt duże odległości, a nawet jeśli to zawsze wraca (no, prawe;p) i z mijaniem innych psów i ludzi nie mamy większego problemu, to od czasu do czasu biegamy sobie, bez żadnych sprzętów, luzem, przez las, tam samochodów i ogólnie dużego ruchu nie ma, więc jest bezpiecznie. Mam nadzieję biegać częściej kiedy tylko zrobi się cieplej. Wybrałam złą porę roku - zimę - na rozpoczynanie przygody z bieganiem i za każdym razem po przebieżce następnego dnia miałam chore gardło... ;)
    niedoskonaly.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń