Bez wspomnienia o niej obyć się nie może. 4 dni rzucania, biegania,
jedzenia (!), obserwowania i chłonięcia, chłonięcia, chłonięcia wiedzy i
frizbowej mądrości, która spada na człowieka w ilościach
przepełniających pojemność przeciętnej głowy. Dorzućmy do tego trochę
słońca, garść ludzi tak samo dziwnych jak ty i kilkanaście
fantastycznych psów.
Przez te kilka dni, przerobiłyśmy w praktyce większość naszych problemów, a obserwując sesje innych psów co najmniej drugie tyle teoretycznie. Spotkało nas to szczęście, że od każdego uczestnika można było się czegoś nauczyć, każdy pracował nad czymś innym, a proponowane rozwiązania nadawały się doskonale też dla nas. Tylko kiedy to przerobić? Annówkę opuściłam wzbogacona o przepis na dog-catcha, chest-vaulta, nóżko-vaulta, 2 overki, multiple, kilka sekwencji, kilkanaście wersji rzutów i tossa! ten toss cieszy mnie chyba najbardziej, a to z racji tego, że przedtem właściwie nie istniał. Wiadomo, że czego nie umiesz to nie lubisz i ja też tossa nie lubiłam, ćwiczyłam, bo tak trzeba, bez prawie żadnych efektów. A tu hop-hyc i jest! I oby został na długo :)
autorstwa Martyny Rybak |
Oprócz tossa, wróciliśmy do podstaw najbardziej podstawowych czyli floatera, którego oczywiście nie potrafię rzucać. Najbardziej właśnie z tych wszystkich nowinek chcę się skupić na poprawnym rzucaniu floatera- może nie jest to najbardziej ekscytujące ćwiczenie, ani też fikuśne w żaden inny sposób, ale jakość tego rzutu jest gwarancją bezpieczeństwa mojego psa podczas freestyle'u. A porywanie się na freestyle bez opanowanej techniki bezpiecznego rzucania uważam za skrajny kretynizm wspomagany brakiem odpowiedzialności i wyobraźni. Dlatego tłuczemy floatera.
Na poprzednim seminarium z Paulą, na którym byłam, wspominałam o objawieniu przede mną potrzeby oddychania :) Tym razem zostałam olśniona przez bardzo wyrozumiałe prowadzące jeśli chodzi o patrzenie. Bo patrzeć należy w odpowiednim momencie w odpowiednie miejsce! Na pewno nie cały czas na psa, jak to ja robiłam próbując go zdaje się, zahipnotyzować. Także tak, patrzenie i oddychanie to w ogóle odkrycia tego roku.
autorstwa Wioli Siwek |
U nas była majówka w totalnie innym stylu, bez treninigów i ćwiczeń, jedynie spacery, zwiedzanie i relaks w prawie-górach. Zerknij tutaj jeśli chcesz zobaczyć, co my wyprawiałyśmy :): http://niedoskonaly.blogspot.com/2015/05/z-psem-na-majowke.html
OdpowiedzUsuńMy nigdzie nie wyjechaliśmy, ale tez aktywnie i ciekawy spędziliśmy majówkę! Piekne foty :)
OdpowiedzUsuńMY BLOG
Dziękuję :) Dobrze bawić można się wszędzie, ważne, że jesteście zadowoleni :)
UsuńTeraz to chyba ja jestem ostatnią osobą, która nie była jeszcze w Annówce, ale mam nadzieję, że uda mi się kiedyś ten brak nadrobić. ;)
OdpowiedzUsuńWcale nie dziwię się, że Twoja wiedza tak bardzo wzrosła po tej majówce - Paula to świetna prowadząca. :)
To prawda, a razem z Agnieszką Gubą są już nie do powstrzymania.
UsuńNadrabiaj koniecznie, zdecydowanie warto :)
Też muszę się wybrać do mitycznej Annówki! :) A Muciafon nie lubił innych piesków? Czy się ich wcześniej bał? :)
OdpowiedzUsuńByło dokładnie odwrotnie, baardzo chciał je przywitać i najlepiej jednocześnie stratować. Nic innego na świecie nie miało w tym momencie znaczenia.
Usuń