3 lut 2015

Blok nie-czekoladowy

Ćwiczyłyśmy sobie z Mochą leg vaulty. Od dłuższego już czasu, trzeba przyznać, była to druga frizbowa figura za którą się w ogóle zabrałyśmy (pierwszy był over). Zaczęło wychodzić to całkiem fajnie, chociaż nie od razu. Muczi jakoś trudno było zrozumieć, że żeby dosięgnąć dysku musi się wspomóc moją nogą- przecież ona doleci, rozciągnie fałdy lotne jak polatucha i doszybuje tam bez problemu. Udało się w końcu, przekonałam ją do współpracy, wprowadziłam komendę zwiastującą, potem to wszystko scaliła jeszcze Paula na seminarium, przypieczętowując ostatecznie nasz sukces w tej materii. Może nie w każdych warunkach, nie z jakimś dzikim nabiegiem, ale można uznać, że vault został zrobiony i co najważniejsze zrozumiany.
Mamy to

Mamy to

Miałyśmy.

Nagle całkiem się zrąbało. Desynchronizacja zupełna, do tego psu na widok postawy i dźwięk komendy nie odpala się wydłubywana przeze mnie ścieżka w synapsach, nie przenosi pobudzenia przez rdzeń, nie odzywa się hopsasem w nóżkasach. Nic. Mocha wybija się niezgrabnie i taranuje mi nogę. W niebieskich oczach kompletna pustka, aż prześwitują 3 neurony z wnętrza czaszki. Nie wyszło raz, drugi i trzeci. Totalny blok.
Co robi w tym momencie rozsądny człowiek? Prosi psa o coś prostego, co na pewno wyjdzie, sowicie nagradza, a potem kończy sesje. W domu na spokojnie analizuje problem i wraca do tego już przygotowany kiedy indziej.
Co robię ja? No właśnie. Tak bardzo nie mogłam zrozumieć i nie chciałam uwierzyć w to co się działo, że powtarzałam zepsutą sztuczkę jeszcze pare razy bo przecież teraz się uda, albo teraz, no teraz już na pewno, przecież ona to umie. Oczywiście zezłościłam się też bez sensu, bo jak to, przecież to już było zrobione, odhaczone, można ruszać dalej.
Później, czyli o wiele za późno zorientowałam się, że nie ma o co się złościć, No, bo o jakie "dalej" mi chodzi, jest jakiś punkt, który musimy w określonym czasie osiągnąć? Oczywiście, że nie. Robimy frisbee bo jest fajne, bawi nas obie i to nie ważne czy opanowujemy japońskiego dog-catcha czy overa nad nóżką, Co za różnica.

Z takim podejściem wróciłyśmy do tego po paru dniach i surprise, surprise- wszystko było dobrze :)

Na dowód tego został poczyniony nawet radosny filmik. Zapraszam do oglądania.






PS Filmowanie to jest w ogóle fantastyczna rzecz. Od razu widać kto tu popełnia błędy. I prawie zawsze jest to dwunóg :)
PPS zdecydowanie muszę przestać rzucać w aparat.



Share:

4 komentarze:

  1. Mucia super skacze. Fajny filmik :)

    http://aussie-dog-world.blogspot.com/

    Pozdrawiamy: Dominika i Kentucky :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale ładnie:D no bajera! tak leciutko, tak zgrabniutko :)
    ps. bezogonowce, to chyba mają jakąś sprężynę w doopce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i coś w tym jest, chociaż wszelkie źródła teoretyczne jakie znalazłam twierdzą dokładnie odwrotnie :) Także nie wiem skąd te właściwości lotne się biorą, ale zdecydowanie miło, że są.
      I dziękujemy :)

      Usuń
  3. Wow jestem mega pod wrażeniem! Ależ to wszystko Wam ładnie, zgrabnie wyszło! Ach coś niesamowitego! Jakie miziaśne vaulty! I taki dog catch bokiem! Cuda, cuda panie! <3

    OdpowiedzUsuń