14 mar 2015

3 słowa o futrach i pozorach

fot. ze zbiorów hodowcy

Mamy sobie na zdjęciu powyżej owczarka australijskiego, utytułowaną suczkę z hodowli specjalizującej się (jeśli można tak powiedzieć) w wystawach. Sądząc po zdobytych tytułach (m.in: Młodzieżowy Zwycięzca Klubu PL '13,Młodzieżowy Zwycięzca Polski '13, 1st Yearling Bitch CRUFTS '14) możemy założyć, że wygląd tego psa odpowiada jeśli nie wzorcowi to na pewno obowiązującym obecnie trendom wystawowym. Co do piękna nie będę się wypowiadać, bo to rzecz tak bardzo subiektywna. Dość powiedzieć, że suczka pod każdym swoim zdjęciem na fb zbiera setki ochów, achów i tym podobnych dźwięków okraszonych serduszkami. Uznajmy więc, że dużej grupie zainteresowanych rasą ludzi suczka ta się podoba. Nawet bardzo podoba.
A komu się nie podoba?
Oczywiście ludziom, którzy wolą psy długołapne, chude i "łyse". Niektórzy z nich stawiają znak równości pomiędzy tymi cechami, a użytkowością. Jakby nie były to wcale cechy wyglądu tylko już wielce pożądane i zacne cechy psa sportowego/pracującego. Psa więc na powyższym zdjęciu można z miejsca zdyskwalifikować ponieważ NIE WYGLĄDA na psa sportowego ergo, na pewno nim nie jest. Porównując zdjęcia psa puchatego i łysego i w ogóle nie widząc ich na żywo część osób gotowa jest uznać, że jeden jest beznadziejny, a drugi absolutnie doskonały. Tymczasem jedyne na czym będą oni opierać swoją ocenę będzie ilość futra - chyba nie bardzo miarodajny wskaźnik użytkowości.


Poniżej również owczarek australijski, suczka, wystawy na oczy nie widziała nigdy, za to z wielką pasją trenuje agility, gdzie potrafi rozwinąć całkiem imponującą prędkość -kto widział, może potwierdzić. Radzi sobie też we frisbee, a właściwości lotnych pozazdrościłby jej niejeden border. Co dziwne, bardzo wiele łączy ją z tak różną suczką ze zdjęcia powyżej: wiek, umaszczenie, oboje rodziców....

Prawda jest taka, że są to miotowe siostry: Ashera( Illy) i Arvea (Mocha) Elvikam. czy tak bardzo różniły się za pupsowych czasów? W ogóle się nie różniły. Jestem prawie pewna, że gdybym to ja wzięła Asherę, a Arvea zostałaby w hodowli moglibyśmy te zdjęcia podmienić odpowiednio odejmując i dodając trochę futra.

Ma się rozmieć, nie próbuję nikogo przekonać, żeby szukał sobie psa do sportów w hodowlach wystawowych, bo to bezsens. Gdybym więcej wiedziała o tym co chcę robić z psem parę lat temu też nie szukałabym tam, nie miałabym Muciafonka. Ale takie psy dają radę, czasem lepiej od ich lepiej genetycznie przygotowanych do tego odpowiedników. A już na pewno nie można psa uznać za bezużytecznego na podstawie ilości futra na grzbiecie. Tak samo jak w mojej opinii  nie powinno się twierdzić jakie to wielkie predyspozycje mają psy-szczurki (które mi też się bardzo podobają) na podstawie tylko ich wyglądu. I wystawowcom i sportowcom oglądając zdjęcie psa podoba/nie podoba się im jego wygląd. I nie ma w tym nic złego, ale też nic ponad to.

Tak myślę.

* Muciafon pięknie wyczesany i przycięty został przez Agnieszkę Greenowo-Redową, dzięki!


Share:

7 mar 2015

Dbaj o łapki swoje-czyli lutowy update weterynaryjny

Tak, luty upłynął pod znakiem 4 łapek i to bardzo dosłownie. Na szczęście aspekt weterynaryjny nie dotyczył mojego własnego psa, a jedynie teorii i praktyki w dziedzinie ortopedii.
Skoro temat praktyk naruszyłam już tutaj uznałam, że warto go pociągnąć, zwłaszcza, że mnie przygody te pochłaniają bez reszty, a i kogoś mogą zaciekawić.

Zaczęło się od konferencji chirurgiczno-ortopedycznej w Warszawie pod koniec stycznia.



Szeroko przedstawione zostały pierścieniowe i liniowe stabilizatory zewnętrzne stosowane przy trudnych złamaniach. Nikomu oczywiście nie życzę konieczności podziwiania tego cuda, ale rzeczywiście jest to magia, i to magia bardzo skomplikowana. Taki stabilizator przenosi na siebie siły działające normalnie na kończynę, co odciąża ją i umożliwia zrośnięcie złamania. Stabilizator sam aktywnie oddziałuje też na kość utrzymując ją w pożądanej pozycji zapewniającej równe ustawienie jej fragmentów. Prawidłowe ustawienie tego urządzenia wymaga świetnej znajomości anatomii i fizjologii, skomplikowanych obliczeń i wizualizacji oraz dobrze rozwiniętej wyobraźni. Ja słuchając tylko o tym i starając się nadążać czułam, że mój mózg zawiesza się próbując wyobrazić sobie oddziaływanie wszystkich tych sił w trzech wymiarach. Ale zdecydowanie jest do czego dążyć i o czym myśleć.

Gdzie tkwi haczyk? Oczywiście w cenie. Zasłużona czy nie, wysokość zapłaty za zabieg i długą opiekę pooperacyjną dla wielu byłaby nie do przeskoczenia.

Z tematów może bardziej przyziemnych, ale na pewno nie mniej ciekawych wysłuchałam wykładu o ważności walki z bólem. Temat bólu, jego oceny i metod zwalczania jest wciąż traktowany troszkę po macoszemu nawet w medycynie człowieka, a co dopiero w weterynaryjnej. Każdy chyba zetknął się ze stwierdzeniem, że "musi trochę poboleć", a nawet, że jest to zdrowe. W przypadku zwierząt o wiele częściej słyszymy, że:
-"ból jest korzystny, ponieważ ogranicza aktywność"
-"Analgezja ukrywa pogorszenie stanu klinicznego"
-"Zwierzęta odczuwają mniejszy ból niż ludzie"
Tymczasem podczas konferencji przedstawiona została cała lista argumentów świadczących o tym, że niekontrolowany ból niesie ze sobą szereg niebezpiecznych dla zdrowia konsekwencji i ignorowanie go nie powinno być usprawiedliwiane. 

Z wielką przyjemnością słuchałam o metodach oceny bólu u zwierząt. Dla psów istnieją specjalnie skomponowane skale oceny bólu oparte zarówno na obiektywnych pomiarach (tętno, poziom kortyzolu, ciśnienie krwi) jak i subiektywnych ocenach (reakcja na głos, postawa, wyraz twarzy itd) Dla oceny bólu u kotów nie ma jeszcze tak dobrze opracowanych formularzy, natomiast zostały scharakteryzowane zmiany w wyrazie twarzy i postawie związane z bólem. Co naprawdę imponujące, autorzy skupili się na takich zmianach jak marszczenie brwi, ściskanie oczu czy kąt pomiędzy brwiami, pochylenie uszu... W związku z tym, że kot zwykle zrobi wszystko aby nie okazać słabości potrzeba dużej wprawy w ocenie jego bólu.

W lutym miałam też przyjemność odbywać praktyki w jednej z, nie tylko moim zdaniem, najlepszych przychodni w trójmieście. 
Tam też trafiły się bardzo ciekawe przypadki ortopedyczne, jak zabieg na więzadło krzyżowe przednie u 60 kg. owczarka podhalańskiego. Pierwszy raz mogłam zobaczyć to więzadło znane opiekunom części psów z bardzo ponurej strony. Mogłam obejrzeć sobie też zwyrodniałą chrząstkę stawową i jest to widok, którego prędko nie zapomnę. Zupełnie inaczej jest czytać o czymś, nawet w najlepiej ilustrowanych podręcznikach, niż widzieć to na własne oczy. Trafił się też York z połamanymi wszystkimi kośćmi śródstopia (dosłownie mikrochirurgia) oraz Whippet ze złamaniem kości przedramion w obu łapach. 

Cicho i egoistycznie cieszę się, że przynajmniej waga mojego psa plasuje go w przedziale nie narażonym na urazy.

I to by było na tyle, podsumowując całość- nie łammy się :)







Share: